Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

.. jny[laB ciepBo i u[miech rozja[niB mu twarz. Ssiad nadal opowiadaB, co chwil sigaB do póBmis- A i nie, somsiedzie kochany!  wykrzyknB pAów i wychylaB kolejne kubki wina. SBowa pBynBy Kazimierz.  Temu w gBowie tylko psy i polowanAybko nieprzerwanym potokiem, tylko twarz mówi-Na koniach si wiczyB, z Buku strzelaB, przez P*ego byBa coraz bardziej czerwona. wysoki skakaB...  To i ksi|ki czyta zle, i zabawom rycerskim si A czy to moja sprawa?  pomy[laB DudziDski, m^dawa niedobrze? Nie pojmuj ju| nic  powiedziaB wiadomo, |e Aukasz wyrodziB si, |e mu przez to zle bdf)UdziDski. we dworze pana ojca. Nie pasuje on ju| w stare rani pan Kazimierz zamilkB. Na koniec stoBu odsunB MBod gBow cignie poza dwór, poza ojcowskie wAierz z resztkami misiwa, a przysunB sobie ulubione NaczytaB si chBopczyna ksig rozmaitych i tera z tego tuszki Helenki i ró|norodne konfitury. niego jeno cierpienie, a rodzicom utrapienie z takiego syM  Nie, to nie tak  odezwaB si po chwili.  My[li pobiegBy ju| innym torem... Mnie Bóg zeAfiadoma rzecz, |e psy, konie lepsze od ksi|ek, ale na opiek dziewuszk. Inne to wychowanie, a przeBiech to, na miBy Bóg, bdzie w proporcyjach wBa[- ona te| do nauki cignie z moc przedziwn jej piiwych. Bo to tak jest  pan Kazimierz chwil sapaB Bo i czyta, i pisa potrafi, i jzyki zna lepiej 3 milczeniu.  Rzekn wa[ci, panie Andrzeju, o co niejeden chBopak. Abo na ten przykBad zioBa. Do t*ii chodzi. To pan mój somsiad najukochaDszy, |on ma Helenka dar rzadko spotykany. I có| z tego?«ii wyleczyBe[. {e[ czBek rozumny, to pojmiesz, o co co i gdzie przyda si jej ta mdro[, rozum bysi ni idzie. Mówi do Maka, |e Aukasz to ju| dla [wiata coby si go niejeden chBopak nie powstydziB? Nic w tl tracony, wic niech cho z niego jaki po|ytek bdzie. dziwnego, bo matka jej przecie niewiast niepospoli  O jakim po|ytku wa[ prawisz? byBa a i' ojciec, [wie Panie nad ich duszami, t  Na ten przykBad o takim, |e wiadomo, |e go[ci czBowiekiem mdrym byB. Smutno zwiesiB gBow wsi >bdarowuje si prezentami. Ale ja nie dla tego tu minajc starszego brata, z którym tyle go BczyBoi >rzyjechaBem  zastrzegB si pan Kazimierz i praw Raz tylko wrogami dla siebie byli[my, ale i tofck z rozmachem poBo|yB na piersi.  Kln si na krótko, gdy w Padwie rozmiBowali[my si obaj w c*°ga, |e nie. Wic prawi ci ja Makowi, coby nookiej, smukBej Florentynie Vaconetti. M|czyfllaPrzestaB na czas jaki[ tych swoich zabaw, jak naj- u[miechnB si do wspomnieD. Nie mnie jednak Bardziej godnych szlachcica, ale na razie czas by braBa prze[liczna panna. Stach byB jej milszy i to j!ezdzil z wizytami, bo kto du|o jezdzi, du|o darów m|em swym uczyniBa. Nie mnie ona pisana  lera. A mo|e przy okazyi jaka panna mu w oko 64 Eliksir przygód 65  %tal RozdziaB 6 wpadnie. Przystojny ci on jest, po mnie urod i post wziB - czerwonolicy jegomo[ dumnie popatrzyB- na Andrzeja  to i mo|e jaki o|enek z bogat parB _ Co[ nie byB pan kontent z tego wezwania. Wielce Pa