Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Wyjaśnienie musi być przekazywane w odpowiednich słowach. Nie powinniśmy mówić wszystkiego naraz. Informacje powinny być dawkowane ostrożnie podczas kilku oddzielnych rozmów. Nie­którzy lekarze wciąż mają obiekcje co do pełnego informowania pacjenta. Obawa, że powiedzenie prawdy może sprowokować samobójstwo, została rozwiana przez Foxa i wsp., którzy badali częstość samobójstw wśród pacjentów z chorobami nowotworowy­mi. Wprawdzie samobójstwa wśród tych chorych są częstsze niż w populacji zdrowej, stwierdzono jednak, że współczynnik ten nie zależy od stopnia poinformowania pacjenta o rozpoznaniu i roko­waniu. Przeciwnicy informowania często używają argumentu, że pacjenci nie są zainteresowani wyjaśnieniem natury swej choroby. Niewątpliwie dotyczy to jedynie małej grupy pacjentów, u których pod skorupą pozornego braku zainteresowania kryje się jeszcze większy lęk. Informowanie pacjenta o chorobie jest koniecznością z dwóch podstawowych względów. Po pierwsze zatajanie rozpoznania jest równoznaczne z przyznaniem braku jakiejkolwiek nadziei i z zaak­ceptowaniem niecelowości jakiegokolwiek leczenia. Po drugie partnerskie relacje między lekarzem i pacjentem są niezbędne do stosowania współczesnych metod diagnostycznych i leczniczych, takich jak leczenie operacyjne, radioterapia i chemioterapia. 189 Reakcja na informację o chorobie nowotworowej była badana w Helsinkach wśród pacjentów poddawanych psychoanalizie. 40% tych chorych zostało poinformowanych o diagnozie natychmiast po uzyskaniu rozpoznania. Wszyscy ci pacjenci zaakceptowali taki sposób postępowania lekarza prowadzącego, choć 17% za nietak­towne uznało zbyt gwałtowne powiadomienie o rozpoznaniu, nie poprzedzone żadnym przygotowaniem psychologicznym (Achte i Vankhonen). Rozpoznanie raka jest dla każdego pacjenta wstrząsem. Następ­stwem może być wycofanie się pacjenta z relacji interpersonalnych i społecznych oraz bierność. W takiej sytuacji choroba jest za­grożeniem dla ego pacjenta. Po ujawnieniu rozpoznania nie wolno pozostawić pacjenta bez nadziei. Należy, jeśli to możliwe, zaproponować mu konkretne postępowanie lecznicze. Działając w taki sposób obiecujemy pacjentowi, że nie zostanie pozostawiony sam sobie (Koch i Schmelling). W dyskusji z chorym powinniśmy podkreślać wszystkie korzystne dla rokowania elementy jego stanu. Takie optymistyczne naświetlenie sprawy wzmacnia pacjenta w jego samoocenie i pozwala na mobilizację rezerw fizycznych i psychicz­nych. Nawet najgorsze rokowanie nie odbiera pacjentowi prawa do iskierki nadziei. Nawet najbardziej doświadczony lekarz nie jest w stanie bezbłędnie przewidzieć przyszłości. Zdarzają się przecież przypadki najbardziej nieprawdopodobnego rozwoju wydarzeń wbrew bardzo niekorzystnym prognozom. Uciekanie się do kłamstw i półprawd jest tylko pozorną pomocą dla cierpiącej osoby, która czuje, że jej stan się pogarsza i po przekreśleniu wszelkich nadziei jest narażana na coraz większą izolację. Pacjent może odnieść też wrażenie, że leczenie jest stosowane dla samego leczenia, nie po to, by mu pomóc. Nadzieję w pacjencie może wzbudzić odpowiednia postawa lekarza, oparta na gotowości do partnerskiej współpracy z chorym. Wskrzeszona nadzieja może mieć korzystny wpływ na dalszy przebieg choroby. Następujący przypadek ilustruje rolę atmosfery otaczającej pacjenta w mobilizacji jego chęci do życia: Pewien 58-letni lekarz wiejski zachorował na raka jelita grubego i został poddany operacji. Po osiemnastu miesiącach stwierdzono wznowę nowotworu z przerzutami, wystąpiło wodobrzusze. Chory znal rozpoznanie, ale nikomu o tym nie mówił. Jego krewni wnioskowali jednak z jego zachowania, że zna diagnozę. Nie chciał iść do szpitala i leczył się w małym miasteczku u swojego dużo młodszego kolegi, który był jednocześnie jego przyjacielem. Syn 190 pacjenta, który też był lekarzem, także brał udział w leczeniu, choć ojciec bardziej akceptował lekarza-przyjaciela. Pacjent nie chciał brać leków przeciwbólowych i dotrwał w tym do samego końca. Po trzech latach dowiedział się, że jego synowa jest w ciąży. Chciał za wszelką cenę zobaczyć wnuka. Pomimo poważnych objawów i sil­nych bólów jego głównym celem pozostawało oczekiwanie na poród. Sam decydował o podawanych lekach, przetoczeniach krwi i płynów. Gdy kolega dokonywał punkcji otrzewnej, pokazywał mu, gdzie ma wprowadzać igłę, mówiąc: „Nie tu, tu są masy guza, tu jest rak. Nakłuj tutaj!". Mało brakowało, a sam robiłby sobie punkcję. W końcu spełniły się jego nadzieje na zobaczenie wnuka. Dziecko pokazano mu tydzień po urodzeniu. Gdy dziecko ochrzczono, chory kazał powiesić w pokoju portret swego ojca — w ten sposób reprezentowane były cztery pokolenia. Przez następne dni był bardzo pogodny, dużo mówił o dziecku i robił wrażenie szczęś­liwego. Tydzień później, to jest czternaście dni po urodzeniu dziecka, zmarł w pełnym spokoju. Nie ulega wątpliwości, że pacjent nie powinien być przedwcześnie informowany o chorobie, na przykład w czasie pierwszej wizyty. Nim przekażemy mu tę informację powinien on w jakiś sposób wyrazić swe podejrzenia (Koch i Schmelling). E. Klibler-Ross opisała pięć faz, przez które przechodzi pacjent po przedstawieniu mu diagnozy nowotworu złośliwego: 1. Brak akceptacji choroby. Ucieczka w samotność. 2. Gniew i przeciwstawianie się. 3. Faza negocjacji (prośby kierowane do lekarza). 4. Faza depresji. 5. Pogodzenie się z myślą o chorobie. Spokojna akceptacja. Lekarz powinien dowiedzieć się, w jakiej fazie aktualnie pacjent się znajduje. W czasie rozmowy powinniśmy unikać zbyt bez­pośrednich pytań. Ponadto trzeba pamiętać, że rozpoznanie w języ­ku medycznym niewiele mówi pacjentowi. Dlatego informację należy podawać w prostej, zrozumiałej dla niego formie