Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
Doszliśmy do wniosku, że w małżeństwie przyzwyczajenie do oczywistości spowodowało, iż przestaliśmy dbać o podtrzymywanie atrakcyjności seksualnej dla siebie. To dlatego mąż, kiedy spotkał pociągającą kobietę, łatwo uległ nowym urokom. Konsekwencje toczyły się potem lawinowo, już poza jego wolą. Rozmowa z mężem doprowadziła mnie do oczyszczenia naszych uczuć i powrotu do zgodnego i szczęśliwego pożycia. Dzięki przeżyciom, przez które przeszłam, zrozumiałam, że najważniejsze w moim życiu jest kochać i być kochaną. Wtedy potrafię też być życzliwa dla innych i angażować się w pracę dla nich". Psychoterapia trwała siedem miesięcy. Nie wszystko w życiu można zdobyć. Trzeba raczej wybierać. Safona Wioleta, 23 lata Pacjentka podaje, że jest jedynaczką. Pamięta, że rodzice żyli zgodnie. Atmosfera w domu była spokojna. Ona była "oczkiem w głowie" rodziców. Ojciec jest rzemieślnikiem, ma tylko wykształcenie zawodowe, ale dobrze dawał sobie radę w życiu, założył własny warsztat, który przynosi duży dochód. Matka marzyła, by zostać lekarzem, ale nie skończyła nawet szkoły pielęgniarskiej, ponieważ wyszła za mąż. Cały swój czas poświęca domowi i córce - jedynaczce. Rodzice lokowali wszystkie swoje nie spełnione ambicje życiowe i nadzieje w córce. Matka ubierała ją z dbałością, w najmodniejsze rzeczy, by córka "wyróżniała się elegancją". Wioleta była zdolna, uczyła się w zasadzie sama, otrzymywała dobre i bardzo dobre oceny. Gdy zdarzyła się jej trójka, matka natychmiast organizowała dla niej chwilową pomoc korepetytora z zagrożonego przedmiotu. "Byłam przystojną, zadbaną dziewczyną - mówi o sobie pacjentka - więc miałam powodzenie u chłopców. Żaden jednak mi nie odpowiadał. Ceniłam się, czekałam na księcia z bajki. Z koleżankami miałam luźne związki. Albo mi zazdrościły i były wobec mnie złośliwe, albo zbytnio, wiernopoddańcze. W moim stosunku do nich kryło się wówczas trochę lekceważenia i pogardy. Marzyłam o wielkiej karierze aktorki. W teatrzyku szkolnym raz zagrałam drugoplanową rolę. Byłam bardzo rozżalona i czułam się pokrzywdzona, ponieważ nie otrzymałam głównej roli. Byłam przekonana, że taka rola mi się należy. Maturę zdałam lekko. Na egzaminie wstępnym do Wyższej Szkoły Teatralnej nie popisałam się, egzamin oblałam. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego nie zostałam przyjęta, mam przecież tyle zalet. Byłam rozgoryczona, zła, wrzało we mnie. Rodzice uspokajali mnie, mówili, że przyda mi się odpoczynek i że tymczasem mogę zwiedzać świat. Zorganizowali mi dwie wycieczki zagraniczne i nieco dłuższy pobyt u kuzynki w Anglii. Niestety nie znałam języka, toteż niewiele z tego skorzystałam. Raczej się nudziłam. Pod koniec pobytu poznałam mężczyznę, z którym nawiązałam bliższe stosunki. Nie traktował mnie zbyt poważnie, co raniło moją dumę. Żeby zamknąć tę sprawę, wróciłam do kraju. Ponownie startowałam do szkoły teatralnej i znowu przepadłam na egzaminach wstępnych. Moja reakcja była tym razem dużo ostrzejsza. Byłam zła na wszystkich ludzi, nienawidziłam ich. Nienawidziłam siebie. Wszystko było czarne, wszystko było na "nie. Otaczała mnie pustka, znajdowałam się na pustyni uczuciowej. Pewnym pocieszeniem była dla mnie jazda szybkim samochodem. Brałam udział w wyścigach amatorów, ale choroba mi to przerwała. Zaczęłam w tym czasie dostawać ataków astmy. Nigdy dotąd tego nie miałam. Dusiłam się przy wysiłku fizycznym i przy najlżejszym przeziębieniu. Wkrótce potem dołączyły się bóle serca. Rodzice byli ze mną u wszystkich możliwych lekarzy. Rozpoznanie było za każdym razem jednakowe: nerwica wegetatywna. Uprzedzono mnie, że to choroba trudna do wyleczenia, ale nie jest niebezpieczna dla życia. Wpadłam w autentyczną rozpacz. Zmarnowane życie. Marzenia o karierze scenicznej całkowicie przekreślone. Zawisłam w próżni. Czuję się coraz gorzej. Nie chce mi się żyć". Psychoterapia trwała jedenaście miesięcy. Pacjentka najpierw dokonała wglądu w swoje życie emocjonalne. Zrozumiała, że jej obraz siebie był nierealnym ideałem, wymyślonym przez siebie i zasugerowanym przez rodziców. Miała zbyt wysokie ambicje i oczekiwania, ponieważ od najmłodszych lat rozbudzano w niej potrzebę uznania, znaczenia, dominowania. Nie miała żadnego treningu w przegrywaniu, nie potrafiła pogodzić się z porażką. Pierwsze niepowodzenia wywołały w niej eksplozję negatywnych uczuć do siebie i świata. Próbowała zastosować mechanizmy obronne przeciw wewnętrznym niepokojom emocjonalnym - zagłuszała swój lęk, narażając się na niebezpieczeństwa podczas szybkiej jazdy samochodem. Przyświecała temu nowa nadzieja na sukcesy. Nadzieja ta po przebytych doświadczeniach zabarwiona już była wątpliwościami. Napięcia piętrzyły się, aż znalazły wyraz w zaburzeniach psychosomatycznych. Podczas naszych spotkań pacjentka spojrzała na siebie "z drugiej strony", od strony tła. W pracy nad zmianą swego obrazu pomogła jej metoda Maltza. Zaakceptowała siebie taką, jaka jest naprawdę, ze wszystkimi swymi ograniczeniami. Nauczyła się też posługiwać afirmacjami, które, jak twierdzi, umocniły w niej nową postawę. Wyszła z egocentrycznego kręgu neurotycznego, uznała inne, nowe dla niej, wartości. Jak sama później powiedziała, zrozumiała, jaka jest różnica między "mieć" i "być". Postanowiła pójść do pielęgniarskiej szkoły pomaturalnej. Odczuwa wewnętrzny spokój. Twierdzi, że umie cieszyć się życiem. Dolegliwości ze strony układu wegetatywnego ustąpiły prawie zupełnie. Niepokój niepewności jest nienasycony. Antoni Kępiński Antonina Byłam u pani przed przeszło trzema laty. Czy pani pamięta? Moją dolegliwością było przymusowe mycie rąk. Po przeprowadzonej psychoterapii moje napięcia zmniejszyły się, zmniejszyła się częstotliwość mycia rąk i nie przywiązywałam do tego wagi. Mogłam z tym żyć. Przed ośmioma miesiącami zmarł mój ojciec i znowu powróciły moje kłopoty. Sama nie potrafię sobie dać rady ze sobą. Przychodzę więc do pani... - Proszę przypomnieć mi swoją historię. Rodzice moi byli bardzo surowi. Oboje bardzo religijni, chcieli mnie wychować w "bojaźni Boga". Stale więc przypominano mi, jakie kary czekają mnie po śmierci. Nie byłam bita, o nie! Ale też nie doznałam wiele ciepła. A może żadnego...? Ojciec realizował ideał silnego człowieka, który nigdy się nie załamuje, nie ma wahań i nie okazuje swoich uczuć. Wie jasno, jak ma postąpić, co jest dobre, a co złe. Bo ludzie są dobrzy albo źli. W całości, bez półtonów. Mnie natomiast dręczyły wątpliwości i ciągły brak pewności siebie. Swój stosunek do ojca mogę określić jednym słowem - lęk. I chłód uczuciowy, choć wiedziałam, że muszę go kochać i szanować. A matka? To była zapracowana, zgaszona kobieta. Dbała o dom, była bardzo porządna i czysta. Często chorowała, wiedziałam, że muszę jej pomagać. Starałam się każdą pracę wykonać jak najdokładniej. Mimo to często byłam krytykowana, rzadziej chwalona
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Bywaj|e nam, druhu ozwaB si przyjaznie Czcibor, gdy ]Vtieszko daB znak, aby kmie podszedB bli|ej opowiadaj, co[ widziaB i zdziaBaB! KrzesisBaw pomieszany i zawstydzony obecno[ci ksi|t podszedB do stoBu i bez sBowa poBo|yB przed Mieszkiem Hodonowe pismo, które uprzednio jeszcze idc za klucznikiem dobyB ze swego woreczka
- Jasne, że jest jeszcze off Broadway, a nawet off off Broadway, lecz to już inna cywilizacja...
- Więc przyszliście pieszo z braku pieniędzy? NIEZNAJOMY Taak! MATKA (uśmiecha się) I pewnie nic nie jedliście? NIEZNAJOMY Taak! MATKA Bardzo pan jeszcze...
- Anu zaryczał z wściekłości, kiedy zniszczono czołg z „Transhara”, lecz jego gniew wzmógł się jeszcze, kiedy czołg wroga zajął pozycję, która obejmowała także rampę...
- Bywają rafy o kształcie piramidy — pojedyncze szczyty sterczące znad wody; inne mają formę koła złożonego z wielkich kamieni; inne jeszcze tworzą korytarze...
- Gdy Rikki przybył do domu, wyszedł na jego spotkanie Teodorek wraz ze swym tatusiem i mamusią (wciąż jeszcze bladą, bo niedawno dopiero ocucono ją z omdlenia) i wszyscy troje...
- Tego motylstwa, uroku i uroków jej wietrznego życia i tego, że nie pocałowałam się jeszcze nigdy poza jedynym razem - ze studentem tak nieśmiałym, tak chorobliwie...
- Pytacie, dlaczego ta trzecia i ostatnia bajka nie jest o moim trzecim dziecku, o OleDce? No a jak|e mo|e by o niej? Przecie| ona, biedactwo, nie ma jeszcze ani jednego zba
- Do przyjęcia zachodnioeuropejskiego systemu konstytucyjnego i parlamentarnego Turcja jeszcze nie dojrzała, toteż kiedy konstytucja nie spełniła swego zadania...
- Czy kiedyś jeszcze je zobaczę? Na placu mogło się pomieścić milion ludzi, którzy dzięki specjalnym urządzeniom optycznym i akustycznym mogli doskonale widzieć i słyszeć...