Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
To nie to samo co patrzeć na maszerującychludzi z okna. Po jakimś czasie dowiedziałemsię, że Łuska dozorczyni okłamałamnie. Wte sameświęta odwożono do aresztu grubego Berka, Lologołębiarza, Rubensa, głupią Józkę,starego Ulricha i parę innych osób,co doktórych miałem wątpliwości, czy kiedykolwiek byli bogaci i batami bili chłopów. Wreszcie ktoś mi powiedział, że matkę zamykająw areszcie, żeby w dniu pierwszego maja nie sprzedawała wódki, aojca nawszelki wypadek, gdyż przed laty, wypiwszywięcej niż zwykle,przeniósłwieniecspod obelisku żołnierzy radzieckich podpomnikBartosza Głowackiego. Niewielemi towyjaśniło, gdyżnierozumiałemwtedy,co złego może byćw tym, że matka sprzedajewódkę pierwsze19. go maja, skoro sprzedaje je codziennie, a właściwie co noc, ani w tym,że ojciec zaniósł wieniec Bartoszowi, skoro kilka razy w roku inni teżto robią. Przed tym ważnym dla mnie pierwszym maja matka rozmawiałaz dzielnicowym,sierżantem Skrzypkiem, i obiecała, że w święto robotników ichłopów niesprzeda nikomu ani kropli wódki, choćby nawetktoś miał umrzeć, i przypilnuje, by ojciec nie zbliżył się do żadnegopomnika. Dzielnicowy powiedział, że rozumie, co to znaczy, kiedydziecko przystępuje do pierwszej komuniiświętej, bo on to też przeżył, i postara się, żeby ojciec i matka mogliuczestniczyć wraz ze mnąw tymrodzinnym święcie. - Proszę spokojnie przygotowywać siędo komunii, nic złego paninie spotka - zapewnił sierżant Skrzypek, wy chodzącz kilkoma butelkami wódki w teczce. Rano jednak przyjechali i zabrali. Matka awanturowała sięnacałyrynek, zezdenerwowaniapo francusku przeklinała milicjantów, którzytłumaczylisię, że to nie ich wina, żeoni tylko wykonują rozkazy. Ojciec nie rzekł ani słowa, włożyłdo kieszeni butelkę wódki i spokojnie,bez przymuszania, wsiadł do gazika. Przez oknosłyszałem oddalającysię, wraz z krzykami matki, warkot auta. Godzinę później pojawił się sierżant Skrzypek i, gdy zobaczył, żejestem sam w domu, zakląłstraszliwie po polsku i poszedł do Łuskidozorczyni. Leżałem na łóżku, przekonany, że i tym razemnieprzystąpię do komunii. Nawet nie miał mnie kto ubraćdo kościoła. WujAlfrednapisał w liście, że przyjedzie dopiero po południu, gdyż wcześniejmusi przemaszerować w pochodzie pierwszomajowym. Matka głośno czytała list od wuja i orzekła na końcu, że durnaabstynencja doprowadziła wuja do chorobliwego strachu przed czerwonymi, a jeszcze wcześniej prawie do więzienia, a późniejdo fabrykizabawek, gdzie wuj, dyplomowany księgowy, pracował przy produkcjiłyżew. Matka miałapretensje do wuja Alfreda, swego brata, że nie pijewódki i przez to wszystkim wydaje się podejrzany. Tłumaczyła mu wielerazy, że ojciec przede wszystkim wódcezawdzięcza, że niedostał się 20 do więzienia, bo co milicjanci przyjeżdżali po niego, to był kompletniepijany, aż w końcudoszli do wniosku, że ktoś, kto jest wiecznie pijany,nie stanowizagrożeniadla państwasocjalistycznego i dali mu spokój. Matka kpiła zwuja Alfreda, że musi maszerować w pochodzie pierwszomajowym, kiedy ona i ojciec są zawożeni na komendęmilicji, gdzieza darmo dostają śniadanie i obiad ijeszcze ojciec może tam wódkiwypić, ile chce. Lecz wuj Alfred nie potrafił nauczyć się pić. Starał się, sam towidziałem, ale cowypił kieliszek wódki, pochylał się nad zlewem iwymiotował. Matka dawała wujowi spirytusna przypalanym cukrze,spirytus z utartym żółtkiem, rozcieńczony likier, winabiałe, czerwone i domowej roboty,piwo z miodem. Wszystko na nic. Wuj rzygał nawet poczekoladkach z rumem. Cieszyłem się na przyjazd wuja zokazji pierwszej komunii świętej,gdyżzawsze przywoził jakiś prezent i byłem ciekaw, co tymrazem dostanę, Liczyłem, że w takie moje święto to będzie coś wyjątkowego. Lecz gdy zostałem sam w domu, z krzykami matki wuszach, nie chciałem widzieć żadnego prezentu. Wezwana przez dzielnicowego przyszła Łuska dozorczyni ipowiedziała, że wyprawi mnie do kościoła jakwłasna matka. - Przebieramysię - zarządziła i zdjęła ze mnie górę idół pidżamy,tak że zostałem nałóżku nagi. Łuska wydawała sięzaskoczona moją nagością, chwilę przyglądałasię mojemu przyrodzeniu, po czyniorzekła, że kobiety będą ze mniezadowolone. Pod jej spojrzeniem przyrodzenierobiło mi się coraz większe i większe, a Łuska z tegorośnięcia była bardzo zadowolona. - Jeszcze, jeszcze -mówiła ze śmiechem - napręż się. Jesteś prawdziwymmężczyzną. Niech dotknę. Wzięłado ręki i zaczęła ugniatać, masować, bawiła się niby jakimśżywym zwierzątkiem. Jakaś zniewalająca słodycz zaczęła rozchodzićsięwe mnie od podbrzuszai czułem, że zaraz coś w moim ciele wybuchnie. Nie wiedziałem, czy mam oderwać rękę Łuski od mojegoprzyrodzenia, czy lepiej niech bawisię dalej. Chciałem tego ijedno21. cześnie bałem się, gdyż nie miałem pojęcia, co się stanie
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- W oczekiwaniu na drinka stara pozby si lku, |e lada chwila, za pomoc detektorów zdenerwowania ukrytych w blacie stolika albo zwykBej wizualnej oceny jej obgryzionych paznokci, zostanie zdemaskowana jako oszustka i wtedy poprosz j, |eby wyszBa
- Ach tak, to znaczy, |e gdyby[ umiaB wtedy mówi, poradziBby[ mi sfaBszowa twoj metryk? {aBujesz, |e od razu, na samym pocztku swego |ycia nie oszukaBe[ paDstwa? cicho spytaB tata
- - A jeśli w powrotnej drodze wypadnie nam mijać go w nocy? Albo jeśli pogoda będzie brzydka i zła widoczność, to co wtedy?...
- Tymczasem dwór rozdawał odebrane mu urzędy (wtedy to nadano hetmaństwo polne Czarnieckiemu, a mar-szałkostwo Janowi Sobieskiemu), najeżdżał dobra, a nawet szykował zamach...
- "Przecież wtedy wyciągnęłaby po prostu energię z najbliższego węzła, żeby się uleczyć, a Treyyan natychmiast by to wyczuł, bo magia w tym węźle bardzo na niego oddziałuje...
- Najczęściej wtedy, gdy bardzo długo pracuje nad celem i nagle pojawia się w jego świadomości coś takiego, że wie wszystko, co można wiedzieć o danym celu...
- Uprawialiśmy go, kiedy byłem poszukiwaczem na Gateway - Boże, jak my się wtedy ich baliśmy! Powierzaliśmy samych siebie starym statkom Heechów i zasuwaliśmy przez kosmos...
- Tysiące kilometrów dalej ocean rów- nie usilnie każe nam patrzeć w kierunku horyzontu: wszystko wtedy wydaje się ograniczone i bezgraniczne naraz...
- No ale taka znowu sprawa Kowalczyków, to ja znam ją dokładnie, bo wtedy pracowałem w Opolu i mogę powiedzieć ze spokojnym sumieniem, że był to czysty terroryzm...
- Dzisiaj owa wioska nazywa się Bodzentyn, jest większa od Tarczka, ba, nawet ma miejski charakter, lecz wtedy było odwrotnie...