Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Nim dziennikarzowi uda się zostać redaktorem działu kultury, a potem naczelnym, musi dowieść wiedzy fachowej i powagi. I znowu powracamy do początku. Tak samo jak archeolog wraz z jego sensacyjnym odkryciem, które nie pasuje do żadnego schematu, nie może wystąpić publicznie, również i poważny dziennikarz nie opublikuje sensacyjnej wiadomości, nie zasięgnąwszy wcześniej informacji u fachowców. Ci jednak nie puszczą pary z ust z wyżej wspomnianych powodów. Przy tak świetnie funkcjonującym systemie trudno się dziwić, że do społeczeństwa nie docierają najnowsze odkrycia i śmiałe interpretacje, a najwyższe autorytety utrzymują je w przekonaniu, że współczesna wiedza jest punktem kulminacyjnym wszelkiej wiedzy. Jestem jednym z tych, którzy zawsze tu i ówdzie dowiedzą się od któregoś z fachowców o czymś nadzwyczajnym. Za każdym razem odbywa się to oczywiście pod przysięgą zachowania milczenia i lojalności. Ta zasada obowiązuje również i mnie. Nie chciałbym ośmieszyć żadnej z osób, które mi zaufały, i wystawić jej na ataki kolegów po fachu. Zniszczyłbym przy tym także wiążące nas układy i źródło informacji wyschłoby całkowicie. Co można zrobić, by przerwać ten zaklęty krąg? Za każdym razem pytam osobę, która obdarza mnie zaufaniem, czy mogę wykorzystać tę czy inną informację. Czasem otrzymuję zgodę, lecz zawsze z zastrzeżeniem, by nie podawać nazwisk. Dotrzymuję obietnicy, ale za każdym razem towarzyszy temu pewien niesmak. Z jednej strony nie dopuszczam do ośmieszenia mego informatora, z drugiej jednak zachowuję tylko dla siebie niezwykle cenne informacje. Co powinno być ważniejsze? U mnie zawsze dane słowo. W świecie mediów taki sposób postępowania jest prawnie chroniony. Nie można zmusić dziennikarza do ujawnienia nazwiska swojego informatora. Do tych tarapatów, w które popada każdy, kto zajmuje się podobnymi sprawami jak ja, dochodzi problem własnej wiarygodności. Przyzwyczaiłem się, by precyzyjnie notować źródła moich informacji, co pozwala mi je kontrolować. Nie chcę apelować do wiary, wiara jest bowiem domeną religii. Jeśli jednak później coś tam wypaplam, nie mo- gąc tego dowieść, czytelnikowi nie pozostaje nic innego, jak tylko mi uwierzyć lub nie. W Copan odkryto najstarszy grobowiec z rtęcią. Wiem, że również w innych miejscach w kraju Majów dokonano podobnych odkryć, na przykład w Tikal i Palenąue. Rtęć, zgodnie ze staroindyjskimi tekstami, służyła za paliwo, a opary rtęci, jak dziś wiadomo, są niezwykle silnie trujące. Dlaczego tak wielu z najwyższych kapłanów Majów nosiło maski? W Indiach nawet maski z rurami, podobne do współczesnych masek gazowych! Rtęć, jak dowiadujemy się ze staroindyjskich tekstów, była przewożona między innymi w pojemnikach z miki. Dlaczego w Ameryce Środkowej zarówno u Majów, jak i mieszkańców Teoti-huacan na wyżynie w środkowej części Meksyku znaleziono podziemne komory z miki? Jeśli nawet w tych komorach n i e odkryto rtęci - przy czym nie jestem pewien, czy i tutaj archeolodzy nie dopuścili się oszustwa - to jeszcze nic nie znaczy. Gdy komora z miki nie jest szczelnie zasypana, to w ciągu tysięcy lat rtęć mogła wyparować. Przy okazji wyjaśniałoby to osobliwe przypadki śmierci wielkich kapłanów - „wiedzących" - i władców. Czym właściwie jest mika? Mika to minerał, który przez miliony lat powstaje w górach. Składa się z jonów krzemu, glinu i tlenu. Mika rozdziela się niczym strony książki i może przyjmować różne barwy. Cienkie warstwy miki od niepamiętnych czasów używane były do produkcji okien w wielkich piecach, jest ona bowiem odporna na wysokie temperatury. Znajduje zastosowanie również w przemyśle elektrycznym i budowie anten, ponieważ jest doskonałym materiałem izolacyjnym. Mika jest także odporna na działanie kwasów - przynajmniej organicznych. W starych grobowcach północnoamerykańskich książąt - zwanych pogardliwie wodzami - znaleziono mikę. Czy znali oni możliwości jej zastosowania? Skąd się tam wzięła? Już przed dwudziestu laty w Teoti-huacan, gigantycznym mieście na obrzeżach Meksyku, odkryto podziemną komorę z miki. (Wspomniałem już o tym wcześniej, zob. literatura, pozycja 103). Przez pierwsze lata po odkryciu Dyrekcja Archeologii i Antropologii miasta Meksyk robiła z tego wielką tajemnicę. Dlaczego? Nikt nie zaprzeczy, że p o publikacji mojej książki w 1984 roku tajemnica przestała być tajemnicą, a od trzech lat turyści wykazujący odpowiedni upór mogą nawet podziwiać sklepienie tej komory. Strażnik podnosi metalową klapę zamontowaną tam w chwili dokonania od- 142 143 krycia i zabezpieczoną kłódkami. Czy któryś z archeologów może mi wymienić choćby jeden przekonujący powód, dla którego robi się ten cały cyrk z zachowaniem tajemnicy? W takich przypadkach mówi się zazwyczaj o „ochronie". A więc trzeba coś tam chronić przed głupią opinią publiczną. Sorry, ale mika nie rdzewieje, jest niezniszczalna i nie mogą jej zaszkodzić ani pioruny, ani kwasy powstające na przykład podczas rozkładu roślin