Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
Potem dotarł do niego odgłos nie- wprawnych uderzeń młota i coraz głośniejsze skrzypienie skórza- nych butów na śniegu. Mężczyźni podeszli do drzwi kuźni i ostrożnie opuścili wiadro na ziemię. Shef zdał sobie sprawę, że musi zadzierać głowę do góry, jeśli chce patrzeć im w oczy. Norwegowie na ogół bywali wysocy. - Jestem Stein, ze straży królowej Ragnhildy - powiedział jeden z przybyłych. - Nie wiedziałem, że straż nosi wiadra - zauważył Shef. Stein spojrzał na niego wilkiem. Odgłosy w kuźni zamarły, kie- dy wewnątrz usłyszano rozmowę, Shef wiedział, że wszyscy stło- czyli się przy drzwiach, gotowi w razie potrzeby przyjść mu z po- mocą. - To szczególne wiadro - powiedział Stein, tłumiąc gniew. - Prezent od królowej dla ciebie, pogromco Wara. Zimowe piwo. Czy wiesz, co to jest, człowieku z Południa? Warzymy nasze najmoc- niejsze piwo, a potem, w najtęższe mrozy, wystawiamy kadzie na zewnątrz. Gdy woda w piwie zamarza, kruszymy lód na wierzchu i wyrzucamy go. Im dłużej się to robi, tym piwo traci więcej wody i staje się mocniejsze. To napój bohaterów - takich jak ty, skoro jesteś zabójcą Wara. Wyraz twarzy Steina wskazywał jednak, że poważnie w to wąt- pi, a jego niedowierzanie wzrosło jeszcze, kiedy Cwicca i inni prze- pchnęli się, by spojrzeć na brunatny płyn. Żaden z Anglików nie sięgał Norwegom wyżej niż do ramienia i nawet krępy Karli wyda- wał się przy nich karłowaty. Stein szukał czegoś za pasem. _ Królowa kazała mi także powtórzyć te słowa. Napój jest dla ciebie i twoich ludzi, jak zdecydujesz. Lecz królowa widziała, że kiedy zszedłeś na brzeg, nie miałeś ze sobą nic, więc przysyła ci puchar. Puchar jest dla ciebie. Tylko dla ciebie. Wydobył wreszcie to, co nosił za pasem i podał Shefowi. Shef obracał przedmiot w dłoniach, niepomiernie zdziwiony. Słysząc przemowę Steina, spodziewał się, że będzie to kielich ze złota lub srebra, coś drogocennego. Tymczasem otrzymał zwykły ku- bek z bukowego drewna, z jakiego mógłby pić każdy churl. Kie- dy go odwrócił, zobaczył wyryte na spodzie znaki. Runy. Wia- domość. Wypełniwszy zlecenie, Stein odwrócił się i odszedł wraz z towa- rzyszem, nie czekając na podziękowania. Shef oprzytomniał. - No dalej, wnieśmy to do środka, zamiast stać na mrozie - za- wołał raźno. - Fritha, biegnij do chaty i przynieś kubki. I czerpak, jeśli coś takiego znajdziesz. Napijemy się wszyscy. A ty, Udd, roz- grzej kilka gwoździ, zobaczymy, jak smakuje grzane piwo. Może zrobimy coś dla tego kraju. Hama, bierz się do miechów, Osmod, dorzuć do ognia. Gdy dawni niewolnicy zakrzątnęli się w kuźni, Shef wyszedł, by w promieniach zimnego, jasnego słońca odczytać runy. Przypomi- nały pismo, którego nauczył się od Thorvina, chociaż nie do końca. Powoli domyślił się ich sensu. - Bru er varthat, en iss er thykkr - przeczytał. - "Most jest strze- żony, ale lód jest gruby". Jaki most? Shef znów popatrzył na fiord. Spod lodowej sko- rupy wyłaniały się wyspy. Teraz, gdy wiedział, czego szukać, dostrzegł bez trudu długie kładki z drewnianych bali, biegnące od jednej wyspy do drugiej, opuszczane każdej jesieni do wody, by tam zamarzły. Najdalsza wyspa to Drottningsholm. Powie- działa: "Przyjdziesz, kiedy cię wezwę". A teraz go wezwała. Shef spostrzegł, że Karli przygląda mu się, unosząc pytająco brwi. Tylko dla niego, tak powiedziała. Ale skoro ma wyruszyć na łowy jak dziki kot, lepiej będzie wziąć ze sobą doświadczonego towa- rzysza. W sali, gdzie zebrało się konklawe, napięcie sięgało szczytu. Wszyscy byli świadomi, że zbliża się moment, gdy będą musieli podjąć ostateczną decyzję. Święty ogień już od dawna nie płonął, tlił się zaledwie, a teraz, w ciemnościach, żarzyło się jedynie kilka węgli. Ogień nie mógł być podsycany, a zebranie należało zakoń- czyć, gdy zgaśnie ostatnia iskra. - A zatem co proponujesz? - zwrócił się Valgrim do Thorvina. Od dłuższego czasu przemawiali już właściwie tylko oni, przywód- cy wrogich obozów, występujący przeciwko sobie coraz bardziej gwałtownie. Za Thorvinem opowiadała się większość kapłanów Thora, NjóTtha i Ithun, ludzie praktyczni, oddani bez reszty swemu konkretnemu powołaniu: kowalstwu, żeglarstwu, budowaniu stat- ków, medycynie i chirurgii
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- W chwili kiedy krewny, przybyBy na widzenie z wizniem, znajdzie si ju| w siedzibie Trzeciego OddziaBu, sprawujcego piecz nad danym obozem, musi podpisa zobowizanie, |e po powrocie do miejsca zamieszkania nie zdradzi si ani jednym sBowem z tym, co przez druty nawet dojrzaB po tamtej stronie wolno[ci; podobne zobowizanie podpisuje wizieD wezwany na widzenie, zarczajc tym razem ju| pod grozb najwy|szych mier nakazanija (a| do kary [mierci wBcznie) |e nie bdzie w rozmowie poruszaB tematów zwizanych z warunkami |ycia jego i innych wizniów w obozie
- Anu zaryczał z wściekłości, kiedy zniszczono czołg z „Transhara”, lecz jego gniew wzmógł się jeszcze, kiedy czołg wroga zajął pozycję, która obejmowała także rampę...
- Biorąc to wszystko pod uwagę, wielbię ogromnie faraona Echnatona za jego mądrość i sądzę, że i inni będą go wielbić, gdy zdążą zastanowić się nad tą sprawą i zrozumieją, jakie...
- Czyż nie widzieliśmy tego okrętu na własne oczy? A co się tyczy radży Hassima i jego siostry, Mas Immady, jedni mówią tak, drudzy inaczej, ale Bóg jeden zna prawdę...
- Za każdym razem, gdy Cymmerianin spotykał grupę, ogromny samiec patrzył na niego groźnie spod ciężkich brwi, dopóki jego rodzina nie zniknęła w krzakach, a potem odwracał się i...
- Gdy Rikki przybył do domu, wyszedł na jego spotkanie Teodorek wraz ze swym tatusiem i mamusią (wciąż jeszcze bladą, bo niedawno dopiero ocucono ją z omdlenia) i wszyscy troje...
- Skrajny genetyzm, jaki ujawnia Tynecki omawiając na marginesie swych wywodów twórczość Micińskiego, może raczej zaszkodzić pisarzowi, to znaczy przenieść jego dzieło ze...
- Oczy błyszczały mu bardzo, bardzo mocno, szczególnie to zza monokla, a Baudelaire'owie ze zgrozą rozpoznali jego straszliwą minę...
- Wykrzykn\'ea\'b3a jego imi\'ea, czuj\'b9c,\par \'bfe ogarnia j\'b9 gor\'b9ca fala rozkoszy...
- Przemieszczając się z miejsca na miejsce, dotarliśmy do małego strumienia i postanowiliśmy iść jego brzegiem, uznawszy, że musi nas gdzieś w końcu doprowadzić...