Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
— Chcę zobaczyć się z Phoebe. Powiedziała, że spotkamy się nad oceanem. — Nie możesz jej uratować. Nikogo nie możesz uratować. — Muszę spróbować. Płatki róży zafalowały na wietrze, a jej twarz jakby odrobinę złagodniała. — No, cóż, rozumiem, że musisz spróbować. Dopóki nie spróbujesz, nie ma znaczenia, że to zupełnie niemożliwe, prawda? — Więc powiedz mi, gdzie jest ocean. — Za ogrodem trzeba skręcić w lewo i pójść w dół zygzakowatą ścieżką. Ale nie pozwólcie, żeby dogoniła was ciemność, i przez cały czas uważajcie na Szaty. — Na Szaty? Co to są Szaty? — Dowiecie się, kiedy je zobaczycie — odparła róża. — I dowiecie się też, że ucieczka przed nimi jest zupełnie bezcelowa. — Ile mamy czasu do zapadnięcia ciemności? — zapytał Renko, wyraźnie zakłopotany faktem, że rozmawia z kwiatem. — Tyle, ile potrzeba światłu, żeby zgasło — oświadczyła róża. — No tak, ale jak długo to trwa? — Dokładnie tyle, żebyś pożałował, że traciłeś czas na zadawanie pytań. — A zatem lepiej będzie, jeśli już pójdziemy, prawda? — Zaczekaj, Renko… Nie musicie iść ze mną. Jeśli ta róża ma rację, będzie niebezpiecznie. — Jeśli będzie niebezpiecznie, to tym bardziej powinienem z tobą pójść. — A ty, Elico? — zapytała Jessica. — W Rumunii nie istnieje dla Cyganów żadne niebezpieczeństwo. Śmiejemy się z niego. Ha, ha! Kogo obchodzi niebezpieczeństwo? Ja też idę z tobą. — W porządku. Macie latarkę na wypadek, gdybyśmy spotkali któregoś z Drewnianych Wilków? — Drewniane Wilki to najmniejszy z waszych problemów — powiedziała róża. Wyszli z ogrodu i zaczęli wspinać się po długim zboczu. Ziemia była twarda i usłana maleńkimi purpurowo–białymi kwiatami. Jessica stwierdziła, że to łatki w kształcie rombu, z których uszyta była kołdra jej babci. Zanim dotarli na szczyt wzgórza, poczuli zapach oceanu, a potem dostrzegli na horyzoncie wąską łunę, która rozpościerała się tuż pod warstwą chmur z haftowanych poduszek. Dwadzieścia, trzydzieści jardów poniżej szczytu wzgórza stała drewniana brama zwieńczona łukiem. Taka sama brama widniała na witrażu w kuchennym oknie. Za nią biegła zygzakowata ścieżka, która wiła się pomiędzy drzewami, przechodziła przez mały zielony pagórek i okrążała domek z pomalowanymi na biało ścianami. Z komina domku wydobywał się dym. Było znacznie chłodniej niż wtedy, gdy znaleźli się w zarośniętym ogrodzie. Jessica zauważyła, że słońce pokonało już połowę drogi w swojej wędrówce po niebie. Przez chwilę zdawało jej się, że znowu słyszy smutne dźwięki fletu, ale wiatr szumiał jej w uszach, więc nie miała całkowitej pewności. Nie musieli otwierać bramy, ponieważ stała sobie samotnie pośrodku wzgórza i można było ją obejść. — Wspaniały okaz bezużytecznej bramy — stwierdził Renko. — Zupełnie jak frontowe drzwi bez domu. W tym momencie Jessica przypomniała sobie, co powiedziała jej pani Crawford o bramie stojącej samotnie pośrodku pustyni. Minęli bramę i szli tak długo, aż dotarli do zygzakowatej ścieżki, która była wyłożona żółtym szkłem i wyglądała dokładnie tak samo, jak ścieżka z witrażu w kuchennym oknie. Ileż to razy Jessica wyobrażała sobie, że spaceruje między drzewami i po małym pagórku z tego witrażu. A teraz właśnie to robiła. Z jakiegoś powodu poczuła żal, jakby coś utraciła. Spacer po tej ścieżce w prawdziwym życiu pozbawił ją marzenia, które towarzyszyło jej, gdy tata i mama jeszcze żyli. Tamte czasy jawiły jej się teraz niczym wymyślony świat, do którego uciekała, kiedy czuła się nieszczęśliwa. A teraz ten świat prowadził ją w nieznane. Elica śpiewała po drodze cygańską piosenkę o mężczyźnie, Hory zrobił sobie żonę ze starych ubrań i słomy, a kiedy ją pocałował, ożyła. Wiatr dmuchał coraz mocniej i mocniej, nad ich głowami krążyły papierowe mewy. Wreszcie dotarli do białego domku. Przed nim znajdował się mały ogródek, W którym rosły kolorowe kwiaty ze szkła — rubinowe, szafirowe i purpurowe — pobrzękujące na wietrze niczym kuranty. Okna domku były zrobione z nieprzezroczystego żółtego szkła, ale każde z nich jaśniało ciepłym światłem, jakby w środku było wszystkim wygodnie, przytulnie i bezpiecznie. — Może powinniśmy sprawdzić, czy tam ktoś jest — zasugerował Renko. Ale Jessica spojrzała w niebo i zobaczyła, że nie zostało im już zbyt wiele czasu do zapadnięcia ciemności. — Nie… lepiej chodźmy dalej — powiedziała. — Nie Wiem, co to są te Szaty, nie zabrzmiało to jednak zbyt przyjemnie. ROZDZIAŁ 13 UCIECZKA PRZED SZATAMI Przeszli przez zagajnik wysokich niebieskich drzew z zasłon, które wisiały w jadalni, i wkrótce znaleźli się nad brzegiem oceanu. Plaża była szeroka i płaska i bardzo rzadko docierały do niej fale. Za nią rozpościerał się połyskujący bladą zielenią ocean. Elica zadrżała. — Zimno tutaj — wymamrotała. — A gdzie jest ta dziewczynka? — Tam. — Jessica wskazała pięć krzeseł ustawionych na piasku jakieś sto jardów dalej. Na jednym z nich siedziała Phoebe i machała nogą. Nadal miała na sobie tę samą długą białą koszulę nocną, a jej twarz przykrywała biała bawełniana maseczka. Pozostałe krzesła były puste. Wydawało im się, że przejście przez plażę trwa całe wieki. Słońce przesuwało się coraz niżej i niżej w stronę horyzontu, ich cienie stawały się coraz dłuższe, miały grube kostki i maleńkie główki. W końcu dotarli do krzeseł. Phoebe spojrzała na nich, przesłaniając oczy ręką. Miała na twarzy maskę, więc widzieli tylko jej wielkie brązowe oczy okolone sińcami i długie, błyszczące jasne włosy. Gdy wiatr odchylił jej nocną koszulę, zobaczyli, że jest okropnie wychudzona
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Nie przestawał powtarzać: — To nadzwyczaj przykre, takie historie nie powinny się zdarzać, wie pan przecie, że nienawidzę tego, i doprowadzi pan do tego, że więcej moja noga...
- Nie z samego siebie, lecz za sprawą drugiej istoty człowiek uświadamia sobie, że życie powinno trwać wiecznie, że musi nadejść czas ostatecznej jasności...
- Jej ulubione wieczorne zajcie to gra z wnucztami w durnia, kiedy one, po lekcjach, naska-kawszy si do syta, powinny przed kolacj i snem odpoczywa
- Ci pierwsi uważali, że w Ameryce Południowej powinny powstawać monarchie konstytucyjne typu brytyjskiego, drudzy handlowaliby z każdym...
- Diana i Brandon powinni byli wykonać zwrot o sto osiemdziesiąt stopni, wsiąść do jeepa i odjechać...
- Płynie stąd konkluzja, iż badanie każdego przypadku zachowania się powinno być rozdzielone na te dwie dziedziny zjawisk...
- — Może powinniśmy wrócić i postarać się go odnaleźć — powiedział bez przekonania...
- Powinni wiedzieć, w jaki sposób wydostać się z tego potrzasku...
- - Tym żydowskim świniom nie powinno się pozwalać na...
- — Najprawdopodobniej natknęlibyśmy się na nich znowu, gdy będą wracać ze swoich bezowocnych poszukiwań...