Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Po chwili odbyła się krótka rozmowa. Stary i chory centaur odpowiadał niezwykle cicho słabym rżeniem. Przywódca znowu zadał to samo pytanie i - jak wydawało się Maxowi - otrzymał tę samą odpowiedź. Prominent wrócił na swoje miejsce i podniósł, dziwny krótki krzyk. Z wszystkich stron zbiegły się walcowate gryzonie, tworząc wokół chorego i jego towarzysza zwarty krąg. Starzec zagrzmiał raz jeszcze: młodszy centaur wyciągnął z worka jakieś dziwne stworzenie, przypominające zwiniętego w kłębek węgorza. Młody centaur uniósł go w stronę chorego starca - ten nie wykonał żadnego obronnego gestu, nie odsunął się ani na krok - stał spokojnie na swoim miejscu. Głowa węgorza dotknęła karku centaura, który w tej samej chwili zadygotał, niczym porażony prądem i upadł na ziemię. Przywódca parsknął krótko, a na ten znak dziesiątki drapieżnych świń z niesłychaną szybkością rzuciły się na zwłoki i rozniosły je na strzępy. Za moment nie zostało z nich ani śladu. Wkrótce oczyściły ziemię, na której trudno było się dopatrzeć najmniejszej kosteczki. - Niech się pani trzyma, Ellie - szepnął Max. - Nic innego nie robię - wyszeptała zbielałymi wargami. 19 Zdjęto im pęta. Ich pan i władca dotknął po prostu sznurów, które opadły bezwładnie na ziemię. Władca zlustrował ich charakterystycznym wzrokiem kupca i wymienił z ich właścicielem kilka słów. Najwyraźniej musieli podjąć jakąś ważną decyzję, gdyż miny mieli poważne. Max wyciągnął nóż. Jeszcze nie bardzo wiedział, jak powinien się nim posługiwać lecz był przekonany, że nie pozwoli zaszlachtować się jak bydło w rzeźni. Jednak sytuacja kryzysowa minęła. Ich strażnik, właściciel czy przewodnik ponownie założył im pęta i poprowadził za sobą. Po kwadransie byli już w pobliżu polany, skąd wyszli. Kiedy centaur odszedł, Ellie rozejrzała się wokół, po czym westchnęła. - Zawsze mamy szczęście... Cieszę się, że znowu mogę być tutaj. - Rozumiem panią doskonale. Przez dwa, w końcu trzy dni rozprawiali o szansach, jakie mają. Kiedy oświetlające polanę lampiony opadły z drzew, stracili nadzieję na jakikolwiek ratunek. Zaczęli odczuwać rosnący z każdą godziną strach. Ellie uśmiechała się coraz rzadziej, a z jej przekornego ducha nie pozostało ani śladu. Max z kolei zaczął, podchodzić do sprawy w sposób filozoficzny. Ponieważ nigdy nie spędził tyle czasu w jednym miejscu, niewiele też się spodziewał po tej sytuacji, a jako że nie oszukiwał się już wcześniej nie odczuwał w tej chwili wielkiego zawodu. Tydzień po uwięzieniu, wcześnie rano Ellie odsunęła od siebie ciągle to samo śniadanie i usiadła w milczeniu pod drzewem. W ten sposób spędziła cały ranek. Wszystkie próby Maxa kończyły się niepowodzeniem - jego namowy i apele do rozsądku Ellie budziły w niej jedynie coraz większą zaciętość. W ostatecznym zwątpieniu zaczął szukać ratunku w obietnicach. - Podaruję pani dwa statki gwiezdne oraz partyjkę szachów... - Pan?... Tu nie ma nic do śmiechu... - odparła kwaśno - Poza tym w jaki sposób mielibyśmy grać? - Możemy grać w pamięci... - Bez sensu. Wystarczy, jeśli pan powie, że ma lepszą pamięć, a ja nie będę mogła dowieść swoich racji. Nie pozwolę się oszukiwać. - To najmniej ważny powód... Jest pani małostkowa. Wtem roześmiała się. - To już brzmi lepiej. Ostatnio był pan niezwykle miły w stosunku do mnie... zbyt miły, a tego nie znoszę. Ale skoro tak, to możemy zagrać, tylko w prawdziwe szachy... - W jaki sposób? - W taki... - podniosła kilka igieł, których grube pokłady zalegały całą polanę - Ta duża igła jest statkiem flagowym, inne wielkości będą też oznaczały inne rodzaje statków. Wszystko jest możliwe, trzeba tylko pomyśleć, widzi pan? Oboje bez reszty pogrążyli się w rozgrywce. Odsunęli dzban z wodą, żeby nie przeszkadzał. "Ziemia niczyja" także została oznakowana igłami w biało-czarną szachownicę. Ponieważ poszczególne ruchy musieli odbywać w pamięci, między jednym a drugim posunięciem mogli zaoszczędzić mnóstwo czasu - nie trzeba było przesuwać figur. Małe kamyki oznaczały roboty. Kawałki drewna z powtykanymi igłami zastąpiły im pionki