Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

.. - zaczął Sam. Naomi szybko potrząsnęła głową. - Za mało czasu na to. Będziemy wdzięczni, panie Soames. - Ee tam, wielka mi rzecz - powiedział Soames i uśmiechnął się do niej jak młody chłopiec. - A przy okazji - mów mi Stan. Zbieramy się. Dawson mówi, że idzie niż od Colorado. Lepiej wrócić do Junction City przed deszczem. / Księgarnia „U Pella" była to wielka budowla przypominająca stodołę, zbudowana na skraju centrum handlowego Des Moines; całkowita antyteza seryjnych księgarń upchanych w nowoczesnych pasażach handlowych. Naomi spytała o Mike'a. Została skierowana do działu obsługi klienta, kiosku, który wyglądał jak budka celników, a stał pomiędzy działem nowych książek i większym, sprzedającym stare. 163 - Nazywam się Naomi Higgins. Z panem rozmawiałam wcześniej telefonicznie? - Ach, tak - powiedział Mikę. Pogrzebał w jednej ze swoich pełnych półek i wyciągnął dwie książki. Najukochańsze wiersze Amerykanów i Towarzysz mówcy wydany przez Kenta Adelmana. Sam nigdy w życiu nie był tak ucieszony widokiem książek i musiał stłumić gorący impuls, aby wyrwać je z rąk ekspedienta i przytulić do piersi. - Najukochańsze wiersze Amerykanów to żaden problem - powiedział Mikę - ale Towarzysz mówcy jest wyczerpany. Założę się, że stąd do Denver nie znajdziecie w żadnej księgarni tak ładniutkiego egzemplarza jak w księgarni „U Pella"... poza, oczywiście, egzemplarzami bibliotecznymi. - Oba wspaniale się prezentują - powiedział z głębokim uczuciem Sam. * Czy to upominek? * - Coś w tym rodzaju. * - Mogę je państwu ładnie opakować, jeśli sobie tego życzycie; potrwa to sekundkę. - To nie jest konieczne - powiedziała Naomi. Łączna cena dwóch książek wynosiła dwadzieścia dwa dolary i pięćdziesiąt siedem centów. - Nie mogę w to uwierzyć - mówił Sam, kiedy wyszli ze sklepu skierowali się do miejsca, gdzie Stan Soames zaparkował samochód. Sam mocno ściskał reklamówkę w dłoni. - Nie mogę uwierzyć, że to -takie proste... wystarczy zwrócić książki. - Nie przeżywaj tego tak - powiedziała Naomi. - To wcale nie będzie takie proste. Podczas jazdy na lotnisko Sam spytał Stana Soamesa, czy mógłby opowiedzieć im o Davie i piłkach do baseballu. - Jeśli to coś osobistego, nie ma sprawy. Jestem tylko ciekaw. Soames zerknął na reklamówkę, którą Sam położył na kolanach. - Ja też jestem dość ciekaw. Tych książek. Proponuję umowę. Ta sprawa z piłkami wydarzyła się dziesięć lat temu. Opowiem wam o niej, jeśli wy powiecie mi o tych książkach za dziesięć lat. - Umowa stoi - powiedziała Naomi i dodała coś, co również Samowi chodziło po głowie. - Oczywiście, jeśli będziemy zdrowi i cali. Soames wybuchnął śmiechem. 164 - Taaa... zawsze coś może wyskoczyć, no nie? Sam pokiwał głową. - Ciężkie przypadki chodzą po ludziach. - Pewnie, pewnie. Właśnie coś takiego przytrafiło się mojemu jedynakowi w 1980 roku. Doktorzy mówili na to białaczka, ale tak naprawdę to był właśnie jeden z tych ciężkich przypadków, które lubią chodzić po ludziach. - Och, bardzo ci współczuję - powiedziała Naomi. - Dzięki. Czasem myślę, że mam to już za sobą, ale dopada mnie wtedy, kiedy najmniej się spodziewam i znów daje do wiwatu. Aby otrząsnąć się z pewnych spraw, potrzebny jest czas, a są i takie sprawy, z których się nigdy nie otrząśniesz. Są i takie sprawy, z których się nigdy nie otrząśniesz. Chodź ze mną, cynu... jectem policjantem. Ja naprawdę muszę już iść do domu... czy zapłaciłem karę? Sam dotknął kącika ust drżącą ręką. - Więc tak, znałem Dave'a od dawna, zanim wydarzyła się cała ta historia - zaczął Stan. Minęli znak drogowy z napisem LOTNISKO 3 MILE. - Razem dorastaliśmy, razem chodziliśmy do szkoły i razem szaleli. Z tym, że ja się wyszumiałem i dałem sobie spokój. Dave nie przestał rozrabiać. Soames potrząsnął głową. - Pijany czy trzeźwy, to był jeden z najbardziej kochanych facetów, na jakich w życiu trafiłem. Ale tak się składało, że częściej był pijany niż trzeźwy i straciliśmy ze sobą kontakt. Najgorzej musiało mu iść pod koniec lat pięćdziesiątych. Wtedy pił na umór. Potem, jak zaczął chodzić na spotkania AA, wyglądało, że idzie mu lepiej... ale zawsze kończył w rynsztoku. Chajtnąłem się w sześćdziesiątym ósmym i chciałem go prosić, żeby mi świadkował, ale nie miałem odwagi. Co prawda pokazywał się u mnie trzeźwy - ale nie można być pewnym, że tym razem pokaże się trzeźwy. - Wiem, o co ci chodzi - cicho powiedziała Naomi. Stan Soames zaśmiał się. - No, ciężko mi uwierzyć, że takie słodkie stworzonko jak ty może wiedzieć, w jakie tarapaty może się wpakować wieczny moczymorda - ale wierz mi na słowo. Gdybym poprosił Dave'a, żeby świadkował mi na tym weselu, Laura - moja była - narobiłaby w majtki ze strachu. Ale Dave przyszedł i gdy w 1970 roku urodził się mały Joe, pokazywał się częściej. Chyba miał słabość do dzieciaków, kiedy walczył z piciem. 165 Joe najbardziej na świecie uwielbiał baseball. Był zupełnie zwariowany - zbierał nalepki, opakowania gumy do żucia... dręczył mnie nawet o kupno satelity, żeby móc oglądać wszystkie gry Royalów - najbardziej lubił Royalów - i Cubów też. Byli pokazywani na WGN z Chicago. Nie miał ośmiu lat, gdy znał przeciętną wyników wszystkich graczy, którzy startowali u Royalów, i rezultaty wygranych i przegranych uderzeń wszystkich pitcherów Ligi Amerykańskiej. Kilka razy Dave i ja zabraliśmy go na mecz. Dzieciak to przeżywał jak wycieczkę po niebie. Dave dwa razy poszedł z nim sam, wtedy kiedy miałem robotę. Laura miała tęgiego boja - mówiła, że wróci pijany jak świnia, a chłopak zgubi się i będzie się plątał po Kansas City albo tkwił na jakimś posterunku i czekał, żeby się ktoś zjawił i go zabrał. Ale nic takiego nigdy -się nie stało. Dave nie brał kieliszka do ust, kiedy był z Joem. Kiedy Joe dostał białaczki, najbardziej cierpiał z tego powodu, że doktorzy zakazali mu chodzić na mecze. Przez cały rok, a przynajmniej do czerwca, a może w ogóle. Był tym bardziej załamany niż rakiem. Raz Dave przyszedł z wizytą, a Joe się popłakał. Dave przytulił go i powiedział: „Nie przejmuj się, że nie możesz chodzić na mecze, Joey, będziesz tu miał Royalów". Joe wgapił się w niego i mówi: „Znaczy się, sprowadzisz ich osobiście, wujku Dave?" Tak zawsze mówił na niego - wujek Dave. „Tego nie potrafię", mówi Dave. „Ale potrafię coś prawie tak samo dobrego". Soames podjechał do bramy Terminalu Lotnictwa Cywilnego i nacisnął klakson. Brama rozsunęła się i podjechali do navajo. Stan zgasił silnik, siedział przez chwilę za kółkiem, i patrzył na swoje ręce