Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

- Chyba żartujesz - zaprotestowała Eunice. - Dopiero co prawie się wykrwawiłeś. - Nie zaprzeczę. Ale dzięki Gabrielowi już mi lepiej. -Timothy obrócił się na skrzypiącym leżaku i wyciągnął rękę. W jego dłoni zmaterializował się palmtop, uprzednio zostawiony przez Weronikę na szafce nocnej. - Na pewno znajdą się tutaj dla mnie jakieś kule... i coś na grzbiet oprócz tej flanelki. - Proszę pana, tam przecież będzie niebezpiecznie - odezwał się ojciec Eunice. - W pańskim stanie... - Znaczy, jakim? No? - Mag podniósł się na leżaku. - No, proszę powiedzieć. Proszę się nie wstydzić i zrobić mi tę przyjemność. Charles miał bardzo niemiłe wrażenie, że popełnił gruby błąd i że jakakolwiek odpowiedź pogorszy tylko sytuację. - Brałem udział w bardziej niebezpiecznych akcjach, kie- dy pan się jeszcze uczył zginać łyżeczki - warknął cyber- mag tonem doświadczonego przez los wiarusa. - Mam ze sobą komputer. Świeżą moc ze źródła. Czego jeszcze pań- skim zdaniem mi potrzeba? - Zakasłał hałaśliwie. - Jak się panu nie podoba, proszę wracać do swojej piaskownicy! - Timothy, nie zamierzam cię łudzić. - Lloyd podniósł lekko głos. - I powiem od razu, że jesteś tutaj niezbędny jako centrum łączności. Kto tylko ma, niech zaopatrzy się w komórkę, CB-radio. Cokolwiek. Chętnie coś pożyczę. Po wydarzeniach dzisiejszej nocy zachowywanie dyskrecji niewiele nam pomoże. Nie wiem tylko, czy poradzisz sobie z takim maleńkim komputerem do pomocy? - Teraz, kiedy miasto jest już uwolnione, a stwór wyczer- pany po walce... - Timmy zastanowił się chwilę. - Bez połą- czenia z Homerem to będzie oczywiście dość męczące, ale nie, aura Smoka nie powinna mi już przeszkadzać. - A więc zostajesz. W razie potrzeby dysponujesz na miejscu wystarczającym zapasem energii, aby teleportować nawet i dziesięć osób. - Czyli się teleportujemy? - zainteresował się Charles. - Mowy nie ma - zaburczał Timothy. - Efekty specjalne gwarantowane, równie dobrze moglibyśmy zadąć w róg przed spotkaniem ze Smokiem. Po tym, co się tutaj działo, nadprzestrzeń jest dziurawa jak ser szwajcarski. Każdy skok grozi odwiedzinami gości ze Świata Cieni, utratą rozumu albo zwykłą śmiercią. Nie. Centrum łączności, zgoda, ale teleportacji używamy tylko w nadzwyczajnych wypadkach. Jak już i tak zaczniemy umierać. - Umierać? - bezwiednie powtórzył Charles. Timothy rozkasłał się ze złośliwą satysfakcją. - Ale w takim wypadku... ja nie mogę iść - odezwała się Weronika. - Muszę pozostać na miejscu, żeby Timmy mógł korzystać z bożej łaski. Nic na to nie poradzę. On po prostu nie wierzy. W krytycznym momencie może nieświadomie odciąć się od źródła. - Mówiłaś... - zaczął cybermag. - Timmy, sam stawiasz osłony. Musiałam je osobiście rozplątywać - westchnęła Weronika. - Zupełnie jakbyś się wstydził pomocy. Timothy tylko wzruszył ramionami i zaczął nonszalancko bawić się palmtopem. Natychmiast zmienił temat. - Chciałbym wiedzieć, co się tak właściwie dzieje z Man- dalą. Nie odpowiadają na telefony, włączyli automatyczną sekretarkę. A kiedy wychodziłem z astralu, wyraźnie czułem energię Emily i pozostałych. Chyba próbowali na własną rękę załatwić Smoka. Dość nieskutecznie. Mimo wszystko nie chciałbym, żeby ich zjadł, albo co... - Mon Dieu! - Gabriel Shade ostrożnie dźwignął się na poduszkach. - A jednak widzą coś poza czubkiem własnego nosa. Może kiedyś dojrzeją do współpracy. Nagrałbym singel z Titanią, dziewczyna ma całkiem niezły głos. - Miejmy nadzieję, że wkrótce dadzą o sobie znać. - Szer- mierz spochmurniał i zamilkł na dłuższą chwilę. Timothy przypomniał sobie, że przed Wojną Emily Spencer i Lloyd Dark przez pewien czas byli zaręczeni. A potem Arcymi- strzyni wybrała Antona Glenna i związek rozpadł się z wiel- kim hukiem. - Do rzeczy - zdecydował wreszcie stary mag. - Weroniko, ty zostajesz tutaj. Panie Charles, sprowadzę Smoka do szkoły w ciągu godziny. Postarajmy się dać z siebie wszystko. Istnieją takie więzy, których się nie da zerwać. Takie zo- bowiązania, których nie można spłacić całym swoim ży- ciem. Takie grzechy, których się nie da odkupić. Telefon komórkowy, ukrywany zwykle przez Paula przed wzrokiem zakonnic oraz ciekawskich współmieszkańców, lśnił w półmroku żółtawym światłem