Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
Nie mieli żadnych niezbitych dowodów, tego był pewien. A żeby zdobyć takie dowody, musieliby się wedrzeć znacznie głębiej niż dotąd do jego systemu. Jeśli wiedzieli, kim jest, musieli sobie zdawać sprawę, że to praktycznie niemożliwe. Jeśli wiedzieli, kim jest, orientowali się w jego możliwościach. Klucz do szyfru istniał tylko w jego mózgu, nie był nigdzie zapisany i nie mieli żadnych możliwości prawnych, żeby go zmusić do jego ujawnienia. A bez klucza jego zaszyfrowane pliki mogły równie dobrze być kawałkami żelaza - nikt nie potrafi ich otworzyć, nikt. Plechanow odchylił się na krześle, rozprostował palce i rozmyślał nad swoim problemem. Wiedzieć, kim jest, to jeszcze nie to samo, co udowodnić, że zrobił, o co się go podejrzewa. Prowadził, oczywiście, symulacje, tworząc scenariusze, w których Net Force, czy jakaś inna organizacja do walki z przestępczością ustalała jego tożsamość, zanim jego plan zaczął się na dobre ziszczać. Chociaż taka ewentualność była wręcz nieprawdopodobna, był zbyt doświadczony, żeby przynajmniej nie wziąć jej pod uwagę. W najczarniejszym scenariuszu wiedzieli kim jest i mieli dowody na to, co zrobił - akty sabotażu w Sieci, łapówki, zabójstwa i tak dalej. Był punkt, od którego nawet to nie miało już znaczenia. Kiedy jego ludzie znajdą się u władzy, on sam stanie się praktycznie niezwyciężony. Wniosków o ekstradycję nie będzie się odrzucać od razu - to byłoby niegrzeczne. Ale śledztwo w związku z oskarżeniami, stawianymi drogiemu, szacownemu przyjacielowi narodu, wykaże w końcu, że wydanie go Amerykanom nie leżałoby w interesie kraju. Nie miał złudzeń - jego ludzie rzuciliby go na pożarcie wilkom, gdyby myśleli, że ujdzie im to bezkarnie. Na szczęście nowo wybrane osobistości nie tylko będą mu zawdzięczać - będą istniały szczegółowe opisy tego, jak owe stanowiska otrzymali. Próbując rzucić go bestiom na pożarcie, sami wypadliby z sań. Przekonał się już dawno temu, że na trosce o własne bezpieczeństwo można polegać bardziej niż na wdzięczności. To, co się stało, było oczywiście przykre. Zgrzyt w trybach maszyny, która poza tym pracowała bez zarzutu. Ale na tym etapie nie groziło to już katastrofą. Zamierzał wszystko bacznie obserwować, postępować ze wzmożoną ostrożnością, ale realizować plan tak, jak dotychczas. Rużjo był już na miejscu. Na pierwszą oznakę wzmożonej aktywności Net Force Karabin wystrzeli, potęgując zamieszanie. Od pewnego punktu wszystko, co zrobią będzie bez znaczenia i punkt ten szybko się zbliżał. *** Środa, 6 października, godzina 19.06 Quantico, Wirginia Michaels wciąż jeszcze przetrawiał wiadomość o śmierci Raya Genaloniego, jego kochanki i ochroniarza. Postanowił szybko zakończyć naradę. Richardson już wyszedł. Dla swoich ludzi Michaels miał trochę zadań. - Jay, przeanalizuj różne scenariusze, spróbuj ustalić, do czego może dążyć Plechanow. Zbierz do kupy wszystkie informacje. Jest jakiś sposób, żeby ustalić, gdzie bywał i z kim się spotykał, zarówno w rzeczywistości wirtualnej, jak i w świecie realnym? - Może. Swoje pliki ma oczywiście zabezpieczone, ale znamy jego tożsamość, więc może uda się prześledzić trochę kontaktów. - Zrób to, proszę. Jay skinął głową i wyszedł. Michaels zwrócił się do Howarda. - Chcę, żeby coś pan dla mnie zrobił. Chodzi o opracowanie planu potajemnego wydostania Plechanowa z Czeczenii. Howard szeroko otworzył oczy. - Sir? - Proszę wstępnie założyć, że ekstradycja tego Rosjanina okaże się niemożliwa. Czego potrzeba, żeby nasz zespół mógł się tam udać i uprowadzić go? Czy to w ogóle możliwe? Howard nie miał wątpliwości. - Oczywiście, sir. Można to zrobić. Na ile tajna musiałaby być taka operacja? - Nie ma mowy, żeby nasi żołnierze maszerowali główną ulicą Groznego, powiewając gwiaździstym sztandarem; z drugiej strony, jeśli sprawy przybiorą niepomyślny obrót, nie pozostawimy ich na pastwę losu. Wojskowe plakietki identyfikacyjne pod cywilnymi ubraniami. Jakiś plan awaryjny. W tej dziedzinie to pan jest ekspertem. - Rozumiem. Mogę opracować taki plan, ale - patrząc realistycznie - jakie są szanse na jego realizację? - Raczej niewielkie, pułkowniku, ale w wypadku tego scenariusza trzymamy się maksymy NRA, wie pan, tej o broni i samoobronie. - Lepiej mieć broń i nie musieć jej użyć, niż nie mieć, kiedy będzie potrzebna. - Dokładnie. - Sir, przygotuję to najszybciej jak potrafię. Czyżby w głosie pułkownika pojawiła się nuta szacunku? Może nawet sympatii? - Dziękuję, pułkowniku. Michaels wrócił do swego biura. Toni poszła z nim. - Jeśli to Genaloni kazał zabić Steve’a Daya, to już mu nic nie możemy zrobić - powiedziała. - Tak, ktoś oszczędził ludziom długiego i kosztownego procesu. Zastanawiam się tylko, kto to mógł być? I dlaczego? Toni wzruszyła ramionami. - To gangster. A gangsterzy tłuką się między sobą. Doszli do jego biura. Toni weszła z nim do środka. Zmarszczył czoło. - To nie były zwyczajne gangsterskie porachunki. Zrobił to jakiś wybitny fachowiec, ekspert. Trzy trupy w spokojnej okolicy i nikt niczego nie widział. Zlikwidowali Genaloniego i jego kochankę u niej w domu, wyszli na zewnątrz i zastrzelili ochroniarza na tyłach, wiedząc, że od frontu jest jeszcze czterech uzbrojonych ludzi. To zrobił ktoś, kto ma w żyłach lód zamiast krwi. Jakieś nowe informacje, których jeszcze tu nie mam? - Machnął ręką w stronę komputera. - Raport z analizy śladów na miejscu zbrodni ma na razie wstępny charakter. Znaleźliśmy odcisk buta na sąsiednim podwórku. Facet musiał być drobnej budowy. Michaels uniósł brwi. Wywołała na ekran raport, o którym mówiła. - Popatrz. Ślad wygląda na męską czwórkę, albo piątkę. Sądząc po wgłębieniu, facet waży pięćdziesiąt, może pięćdziesiąt pięć kilo. Chuchro. Michaels zamyślił się. Coś mu chodziło po głowie... - Nie podoba mi się to - powiedział. - Zbyt proste. - Czasem tak już jest, Alex. Dzieją się rzeczy, których nie da sie przewidzieć
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Najpierw bez wzajemności, a potem z wzajemnością...
- Za każdym razem, gdy Cymmerianin spotykał grupę, ogromny samiec patrzył na niego groźnie spod ciężkich brwi, dopóki jego rodzina nie zniknęła w krzakach, a potem odwracał się i...
- I nie zauważony przez nikogo zeskoczył z ławki i wywędrował z przedziału najpierw na platformę wagonu (bo drzwi były otwarte), a potem z wagonu na peron...
- Potem bardzo wymownie i z wielkim przejęciem się ostrzegał swoje owieczki, aby jako prostaczkowie, ubodzy niby owi ptakowie niebiescy, a zatem mili Bogu, nie słuchali...
- Na widok policyjnych aut kierowca bolida nacisnął ostro na hamulec i zatrzymał się, a potem z piskiem opon wycofał się z powrotem do bramy i, pozostawiając za sobą swąd spalonej...
- " 72 Swoje reakcje na silny stres spowodowany stopniową utratą wzroku, walkę najpierw o wzrok, a potem o powrót do normalnego, czynnego życia opisała Tomi Keitlen w...
- Zauważył ją tylko w przelocie, potem biegł dalej i spotkał jakąś starszą kobietę w okularach, ona chyba mieszkała gdzieś tu w pobliżu, bo niosła piwo w dzbanku...
- Z południa potem oba bracia na konie siedli dwór swój stary żegnając oczyma i rozpłakane sługi, co się w podwórce zwlekły zawodząc a jęcząc...
- Lecz potem wdał się w językoznawstwo jak w niebezpieczną aferą miłosną, więc począł zmagać się z panującymi aktualnie modami strukturalizmu i zasmakował, jakkolwiek opornie,...
- Gdy jednak na rzece ukazał się kolejny, najokazalszy z dotąd płynących pni, gdy wdarł się w prześwit, zaklinował gałęziami, a potem obrócił i posypały się drzazgi, byliśmy...